/.../        W sztuce śmierć jest zawsze niepoważna. Pif, paf i ściele się trup. A za chwilę, gdy słyszą „kamera stop”, trupy wstają z ziemi i otrzepują spodnie. Zamurowana żywcem Aida wychodzi z tekturowych katakumb natychmiast po zapadnięciu kurtyny.

             Jest groza nazwijmy ją „fikcyjna”, taka na niby i jest autentyczny strach przed śmiercią. Do tej niebezpiecznej granicy, do miejsca gdzie kończy się sztuka, a zaczyna coś na serio, zbliża się Maszyna Śmierci Edwarda Kienholza. Brutalny Amerykanin, żeby nie powiedzieć bandycki Ed, pozwala sobie na artystyczne zastosowanie prawdziwej lufy karabinowej załadowanej prawdziwym pociskiem. Widz może usiąść naprzeciwko groźnego otworu i spojrzeć Śmierci w oczy. Kienholz instalację, którą w 1974 roku wystawił w Künstlerhaus Bethanien w Berlinie, nazwał przekornie „Still Live”. Maszyną Śmierci dzieło to nazwali dziennikarze.               /.../