W UFO otwiera się małe okienko. Ze środka dobiega ładny, męski, „kulturalny” głos. Mówi po polsku.

-          Przepraszam Pana - gdzie tu jest stacja kolejowa?

-          Stacja kolejowa? - dziwi się Pan Eugeniusz - tu nie ma żadnej stacji.

-          A czy to jest PGR Rozkosz?

-          Tak, to PGR Roskosz.

-          No to musi tu być stacja.

-          Tutaj Panie nie ma żadnej stacji. Tutaj jest autobus.

-          No dobra.

Okienko zamyka się. Pan Eugeniusz dodaje 76 do 1910; od wyniku dodawania odejmuje cyfrę reprezentującą aktualny rok i upewnia się, że po raz drugi ma szansę zobaczyć kometę Halleya dopiero za 16 lat. Okienko ponownie otwiera się.

-          Ale mnie mówili, że z Białej Podlaskiej do Rozkoszy jest kolej wąskotorowa.

-          A tak. Z Białej do Rozkoszy to jest kolej. A tu jest Roskosz i kolei nie ma.

-          Ja szukam pleneru artystycznego. No, takich wakacji dla artystów.

-          A to w Rozkoszy może być. Tu w Roskoszy to ich nie ma. Pojedzie Pan tak...

W chwili, gdy UFO odjeżdża, w świetle jego kolorowych lampek (czerwone, białe i żółte) Pan Eugeniusz, stary fotograf, rejestruje w pamięci tył pojazdu, aby chwilę później zanalizować „sfotografowany” obraz i napis. Karmann Ghia.

PGR Rozkosz można pomylić z niedalekim PGRem Roskosz. Niewielka różnica w pisowni i dla niewprawnego ucha - całkowity brak różnic w wymowie. Ktoś, kto zna język polski zauważa poważną różnicę pomiędzy Roskoszą jako abstrakcją, lub co najwyżej miejscem, w którym coś się kosi, a Rozkoszą jako miejscem wielce obiecującym. Obie miejscowości są zespołami dworsko-parkowymi powołanymi do życia przez Radziwiłłów. W obu są stawy, sady, wspaniały starodrzew i w obu jest gorzelnia. Różni je wielkość. Roskosz jest duża, a Rozkosz - mała. Obie znajdują się w odległości kilku kilometrów na północ od Białej Radziwiłłowskiej zwanej dziś Białą Podlaską. Dzisiejszy rozkwit i kosztowna rewitalizacja Roskoszy spycha w niepamięć katastrofalnie zaniedbaną Rozkosz.