Eadweard Muybridge prosi o zatrzymanie koni.
Są już w pobliżu zdrojowego kurortu Calistoga w Napa Valley, 60 mil na północ od San Francisco. Ładny kawałek drogi. Wyruszyli po południu. Jest noc. Znajdują się w bezludnej okolicy skąpo oświetlonej światłem Księżyca. Fotograf wysiada z dorożki i zwraca się do woźnicy.

-          Chcę wypróbować rewolwer. Czy konie nie spłoszą się od huku wystrzału?

-          Nie Panie. Proszę strzelać.

Woźnica silniej ściąga lejce i czeka. Wokół same winnice. Potężny Muybridge kieruje spluwę na pobliską kępę winorośli i daje ognia. Konie skaczą do przodu, ale woźnica umiejętnie osadza je w miejscu.

-          Dziękuję.

Muybridge chowa broń do kieszeni, wsiada do dorożki i każe się wieźć przed dom Larkinsa. 

Jadą jeszcze pół godziny. Dwa lata wcześniej, na prośbę Dyrektora Central Pacific Railroad, pana Lelanda Stanforda wykonał serię zdjęć ogiera imieniem Occident. Pan Stanford był ciekaw, czy koń w galopie odrywa od ziemi wszystkie cztery kopyta. Wykonane w Sacramento zdjęcia Occidenta nie były udane. Muybridge użył wtedy dwunastu kamer z migawką własnej konstrukcji. Teraz rozważa użycie dwudziestu czterech kamer. Zastanawia się, jak automatycznie wyzwolić ich migawki synchronicznie, jedna po drugiej i w bardzo krótkich interwałach czasu.

Dorożka zatrzymuje się przed domem majora. W ciemnościach na tle rozgwieżdżonego nieba widać zarys budynku. Okoliczne winnice wytwarzają przyjemny mikroklimat. Z odgłosów można wnioskować, że w domu ma miejsce ostra alkoholowa balanga. Panie piszczą. Panowie głośno pokrzykują.

Muybridge podchodzi do ganku, który stanowi oprawę drzwi wejściowych. Głośno puka i robi kilka kroków w tył.
Wnętrze domu Harrego Larkinsa oświetlone jest lampami naftowymi. Z okien parteru na podwórze pada żółte światło. Oko ludzkie ma cudowną zdolność adaptacji. Obiektywnie słabe naftówki, przy braku innych porównawczych źródeł światła, zachowują się jak reflektory. Światła dorożki, prostokąty okien i tarcza Księżyca pełnią w tej scenie rolę małych „szczeniaków”, średnich „piątek” i „dziesiątek”, oraz wielkich „brutali”, znanych później w studiach Metro-Goldwyn-Mayer w nie tak znów odległym i w czasie i w przestrzeni Hollywood.

Drzwi otwierają się. Staje w nich major Harry Larkins. Ciemna sylwetka na tle jasno oświetlonych ścian w głębi domu. W dłoni trzyma cygaro. Między jednym sztachem a drugim żar cygara rysuje przed nim regularną figurę. Bywalcy kawiarni Szkockiej we Lwowie odczytaliby w niej znak nieskończoności. Z głębi domu dobiegają śmiechy i brzęk zastawy. Goście Larkinsa raczą się miejscowym Cabernetem.
Muybridge, pod światło, nie widzi rysów twarzy majora za to Larkins bardzo dobrze widzi siwą brodę, wielki kapelusz i jeszcze większy brzuch fotografa. Muybridge jest płasko oświetlony żółtym światłem padającym od okien i z otwartych drzwi. Delikatną, niebieskawą kontrą Księżyc obrysowuje mu kształt kapelusza.

-          Dobry wieczór. Czy pan major Harry Larkins? - pyta tubalnym głosem fotograf.

Larkins mruży oczy, zaciąga się dymem cygara i zwleka chwilę z odpowiedzią. Dobrze wie, kto go odwiedza. Prędzej czy później do tego spotkania musiało dojść. Patrzy na wielkiego chłopa, który przy powitaniu nie wyjął ręki z kieszeni. Uspokaja go widok dorożki i dorożkarza.

-          Tak, to ja - mówi bardzo powoli Harry Larkins i ponownie zaciąga się dymem, - a z kim mam przyjemność?

-          Nazywam się Eadweard Muybridge. Przywożę odpowiedź na pański list, jaki był pan uprzejmy wysłać do mojej żony, Flory.

Fotograf wyciąga rewolwer.  

/.../