W 1977 roku Wolf Kahlen został zaproszony do zorganizowania wystawy w Galerii Foksal w Warszawie. Gdy przyjechał, foksalowcy zmienili zdanie i powiedzieli, że już ich ta wystawa nie interesuje.
No cóż. Tradycyjna polska gościnność może i tak wyglądać.

Na szczęście istniały w tym czasie jeszcze inne galerie.
Kahlen wystawę pod nazwą „Psie Terytorium”, zrealizował w Galerii Repassage.
Była to wystawa dla psów.
W kompletnie pustej galerii właściciele psów nie widzieli nic. Psy natomiast były wystawą zachwycone. Kahlen zrealizował w przestrzeni galerii niewidzialną rzeźbę z zastosowaniem preparatów zapachowych, które wydębił w laboratoriach uniwersyteckich Zachodniego Berlina. Nikt poza psami do galerii sztuki nie był wpuszczany. Właściciele czworonogów mogli oglądać swoich ulubieńców na monitorze telewizyjnym, dzięki transmisji na żywo. Na zapleczu technicznym galerii, monitor video stał pod stołem. Aby coś zobaczyć, trzeba było oglądać swojego psa z pozycji psa.
Kahlen mówił później, że zrobił tę wystawę w pewnym sensie dla siebie, ponieważ na imię ma Wolf, czyli wilk, a wilk to rodzaj psa.

Kiedy narodziny kryształka dla częstotliwości 97,2 MHz stały się faktem, do Ruiny Sztuki Berlin przyjeżdża ekipa techniczna byłego Telefunkena i na dachu zrujnowanej willi, przy Hittorfstrasse 5, obok rosnących tam drzew, stawia nieduży, ale diablo nowoczesny maszt anteny radionadawczej. W ruinie instalują nadajnik najnowszej generacji.  

Teraz program. Co nadajemy?
Z góry było wiadomo, że w Radiu Ruiny Sztuki nie będzie portierów, reporterów, sekretarek i dyrektorów. Stacja ma być zdolna nadawać automatycznie dzień i noc przy minimalnych kosztach.
Fotograf wymyśla Maszynę Filozoficzną, która potrafi mówić ludzkimi głosami. Sama ze sobą dyskutuje problem nieskończoności. Filozofowanie wysyła w eter. Teksty, które są „ostrym cięciem” przez światową literaturę filozoficzną wygłasza losując kolejne kwestie. Kwestie są tak spreparowane, że można swobodnie układać je w dialog. Tak więc, pomimo stałego zasobu wiedzy, przypadkowe spotkania Platona, Schoppenhauera, Gödla, Chuang Tzu, Jamesa, Russella, Marksa, Engelsa, Sartre'a, Kanta i innych Wielkich Filozofów, w rozmowie, w dyskusji, muszą zaowocować w nieoczekiwane NOWE MYŚLI.
Przyjaciele nie zmierzają w kierunku literackiego bełkotu. Robią skomplikowany, dobrze funkcjonujący labirynt filozoficzny, a więc to, co Ludzkość nieudolnie próbuje zrealizować od czasów starożytnej Grecji.
Nie jest dla nich jasne, czy koncesja, którą otrzymali na rok, jest na rok 1988 czy na rok czasu. Gdy mija Sylwester 1988, gdy mija połowa 1989, nadają dalej i grzecznie płacą 5 DM miesięcznie. Interesuje ich koncesja na wieczność.   

Polacy są mistrzami autodestrukcji. Wiadomo, Słowianie.
Piękny przykład autorozwałki dali Jugosłowianie.
W latach osiemdziesiątych istniało dosyć realne zagrożenie, że bardziej dostojne, również niesłowiańskie narody, pociągną za wysoce autodestrukcyjny, termojądrowy spust.    

Dwaj przyjaciele z obu stron Żelaznej Kurtyny rozważają więc zasilanie radiostacji baterią słoneczną. Eliminują w Maszynie Filozoficznej wszystko, co może się kręcić. Nie ma więc mowy o mechanicznym zużyciu części. Wszystko startuje i gra z pamięci typu „flash”. Zastępują mechaniczne styki połączeniami lutowanymi. Pobór energii, minimalny. Współczynnik MTBF można spokojnie liczyć w milionach godzin.
Kiedy Cywilizacja runie w gruzy pod bombami Trzeciej Wojny Światowej, kiedy znikną uniwersytety, znikną biblioteki, znikną doktoraty honoris causa, zniknie tradycyjny podział na idealistów i materialistów; kiedy ostatnie inteligentne pociski samosterujące Trzeciej Wojny, błąkając się nad kompletnie zniszczoną Europą, rozpoznają ten obiekt jako ruinę i nie będą marnować swojego destrukcyjnego czadu na coś, co wcześniej zostało już rozwalone, Maszyna Filozoficzna ma szansę przetrwać i filozofować w nieskończoność.    

Istotą radia jest to, że nadaje. Mniej ważne jest, czy ktoś go słucha. Podobnie jest z filozofią. Najważniejsze, żeby była. Geniusz ludzki powinien ciągle manifestować, że nie umarł. Że nadaje.
Lepiej jest, gdy Filozofia pozostaje dyscypliną teoretyczną i nikt nie wprowadza w życie jej postulatów. Przypadek Karola Marksa, ze wspomaganiem jego kolegów, Materialistów Dialektycznych, powinien być, nie tylko dla Ludzkości, ale i dla Komitetu Nagrody Nobla, poważną przestrogą. Maszyna Filozoficzna, a nie Paryż, wydaje się być odpowiednim schroniskiem dla Filozofii. 

Od chwili uruchomienia w 1988, Maszyna rozmawia sama ze sobą przez ponad pięć lat. Z pełną odpowiedzialnością za słowo, podejmuje siedemnaście milionów losowych decyzji.
Katastrofa następuje, ale ma nieco inny niż przewidywali charakter. Realizuje się inny scenariusz. W piętnaście miesięcy po uruchomieniu stacji w gruzy sypie się Mur Berliński. Otwierają się nowe przestrzenie dla ekonomicznej ekspansji. Zachwyceni wolnością przedsiębiorczy Europejczycy, zaczynają rozglądać się po eterze. Są gotowi zapłacić znacznie więcej niż 5 DM miesięcznie, byle dostać tę wymarzoną częstotliwość i nadawać ekscytujące pleple, robić telefoniczne konkursy i mówić, jaka jest dzisiaj pogoda.

Nad Radio Ruiny Sztuki Berlin nadciągają ciemne chmury. Nie wróżą one niczego dobrego.

Rozwałka Muru wprowadziła pewne zamieszanie, co na pewien czas odwróciło uwagę od mało istotnej sztuki. Były ważniejsze sprawy. Pochodzący z NRD pastor Joachim Gauck, pierwszy szef Urzędu Do Spraw Akt Stasi oraz wścibscy dziennikarze, przez parę lat mieli pełne ręce roboty. Odkryli na przykład, że Stasi miała nieustannie uzupełniane, gigantyczne archiwum zapachów. W tysiącach identycznych słoików, porządnie opisanych i szczelnie zamkniętych, różowe chusteczki latami przechowywały wyciągnięte przez dziurki od kluczy zapachy podejrzanych osób. Chodziło im o to, aby policyjne psy, jak po sznurku, docierały do enerdowskich dysydentów.
Wobec niewidzialnej „społecznej rzeźby” autorstwa tajnej policji Stasi, wystawiane w warszawskiej Galerii Repassage „Hunde-Territorium” Wolfa Kahlena, to pikuś.

/.../