Galeria Repassage na Krakowskim Przedmieściu 24, w Warszawie, pęka w szwach. Impreza zatytułowana „Czyszczenie Sztuki” zgromadziła kwiat młodej polskiej awangardy lat siedemdziesiątych. Trzeba zaznaczać, kiedy awangarda jest "młoda". Z definicji awangardy artystycznej wynika wprost, że awangarda to intelektualna młodość. Pozornie. „Stara” awangarda, pogardliwie nazywana przez młodą „pseudoawangardą”, okopała się w Galerii Foksal i tylko siebie nazywa awangardą. „Młodej” nie tylko tam nie wpuszcza, ale czując się zagrożona, pisze na „młodą” donosy do władz.

„Czyszczenie Sztuki” w Repassage'u jest więc formą wygrażania pięściami Foksalowi. Ponurzy foksalowcy nigdy w tych pogodnych balangach nie uczestniczą.  Samej sztuce „czyszczenie” jest bardzo potrzebne. W przeciwnym razie salony sztuki zaczynają śmierdzieć.
„Młoda” awangarda, którą uosabia Repassage, chce sczyścić „starą”, czyli Foksal. I tak jest od wieków.

Pierwsze „Czyszczenie Sztuki” miało miejsce za oceanem.
Nieznany Robert Rauschenberg wyczyścił, a dokładniej wymazał gumką rysunek znanego Willema de Kooninga. Rauschenberg stał się znany, a wyczyszczony rysunek droższy niż nie wyczyszczony. Barbarzyńskie akty, jak każde barbarzyństwo, podlegają niejednoznacznym ocenom.   

W ten właśnie wieczór, „młoda” awangarda tłumnie przewala się przez samo wnętrze i najbliższą okolicę Repassage'u. Nikt nic nie wystawia, bo zawsze może pojawić się ktoś, kto zechce coś „wyczyścić”.

*

Siedzą na krzesłach i popijają piwo marki Piwo. Leżą na podłodze i raczą się winem marki Wino. Restaurator rozstawił statyw i „wojennym” Arriflex'em kręci film. Na tle białej ściany pozwala artystom wystąpić przez 5 sekund, z czego sekunda jest do montażowego ścięcia. Arriflex nie osiąga bowiem zadanej szybkości 24 klatek na sekundę w czasie równym zero. Zaświetla kilkanaście klatek na rozpędzie i kilkanaście na hamowaniu.
Trzeba się nieźle nagimnastykować, aby na 4 sekundy wymyślić interesujący performance. Jeden przygładza włosy, drugi wypija łyk piwa, trzeci zakłada cylinder, czwarty siada tyłem do kamery, piąty...i tak dalej. 

W tłumie przechadza się Róża. Studiuje polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Nudzą ją koledzy, którzy piszą normalne wiersze. Nudzi ją normalna poezja. Płynie w tłumie artystów z notesem i długopisem.
Róża podsłuchuje rozmowy. Nie jest agentką Spółdzielni Ucho. Spółdzielnia ma tutaj swoich ludzi, ale ci robią notatki zamknięci w klozecie. Róża robi to jawnie, żeby nie powiedzieć demonstracyjnie. Gdy uznaje jakiś strzęp  rozmowy za godny zanotowania, uśmiechem i podniesionym do góry notesem sygnalizuje „autorowi”, że właśnie przechodzi do historii sztuki.
Nagle słyszy zdanie, które wywołuje popuszczenie kropelki siku w jej cieniutkie, pachnące fiołkami majtki. Notuje:

            // dymanie Jean-Paul Sartre'a to egzystencjalny absurd //

I już ma jeden „utwór”. To oczywiście za mało, aby go opublikować. Róża przechadza się i robi kolejne notatki. Jej metodą literacką jest „fotografowanie” werbalnej rzeczywistości. Metodą jak i „sfotografowaną” rzeczywistością jest zachwycona bardziej niż własną wyobraźnią.

            // lutuj, Zenek, lutuj //,

            // nie wystarczy siedzieć przy klawiaturze i nic nie grać // (to o koncercie Cage'a),

            // cokolwiek robię, biorę za to odpowiedzialność //,

            // ten facet mówił, że będzie obcinał ręce //,

            // mam rolkę ence jeden //,

            // on śpi tam na fortepianie //,

            // konceptualizm rozumiem, ale kontekstualizm ?//,

            // ta dupa chodzi bez majtek //, (to o Róży, ale to nieprawda. Róża jest fantastyczną dupą zarówno w majtkach, w których właśnie chodzi, jak i bez majtek),

            // szkiełko, kant czy kantszkiełko //,

            // orwo, aha //.

 Zwykłe czyszczenie, jak również „Czyszczenie Sztuki”, na ogół ma jeden kierunek, od brudu do czegoś jaśniejszego. Od zasmarowanej ołówkiem kartki papieru w kierunku wytartego rysunku, czyli bardziej białej kartki.
Znany jest, jak to w historii sztuki bywa, przypadek odwrotny. Czyszczenie w kierunku czerni. Autorem tego wynalazku jest Austriak, Arnulf Rainer. W końcu lat pięćdziesiątych zaczął on robić czarne obrazy. Nie były to po prostu na czarno zamalowane płótna, choć de facto tak później wyglądały. Każdy obraz, zanim stał się kompletnie czarny był świadkiem bitwy, jaką z bielą płótna toczył Rainer. Z zamoczonym w czarnej farbie pędzlem dobiegał do płaszczyzny obrazu i zadawał jej ciosy. Jak na wojnie. Walczył tak długo, aż obraz był kompletnie czarny. Nie chodzi więc tylko o rezultat, ale również o proces twórczy.

To były początki brutalnego wiedeńskiego Akcjonizmu. Rainer eskalował bój ustawiając w swojej pracowni po kilka białych płócien. Biegał z czarnym pędzlem od obrazu do obrazu. Prowadził walkę jednocześnie na kilku frontach. Niech mi Austriacy wybaczą użycie skompromitowanego w Polsce słowa; Rainer był Führerem jednocześnie kilku bitew. Tego w historii nie dokonał nikt, nawet Napoleon Bonaparte.

Z kupnem czarnego obrazu Arnulfa Rainera, jest tak samo jak z kupnem czarnego Volkswagena. Kogo obchodzi, jaką walkę stoczył z materią producent tego auta, aby w końcu wjechało ono do salonu samochodowego. Kogo obchodzi, co ten samochód ma pod maską. Najważniejsze, że jest czarny.
Warto podkreślić, że czarny Volkswagen i wczesne, czarne obrazy Rainera mają podobne ceny. Możliwe nawet, że obrazy są droższe od tych naprawdę solidnych samochodów.

„Czyszczenie Sztuki” w sensie, jaki nas interesuje, Rainer wykonał na otwarciu wystawy „Młode Miasto, patrz Młoda Sztuka”. Rzecz działa się w Wolfsburgu w listopadzie 1962. Była to wystawa prac nagrodzonych przez bogatego sponsora sztuki, jakim w tym mieście jest koncern Volkswagen. W trakcie oficjalnych przemówień, Rainer postanowił poprawić słabe jego zdaniem obrazy poprzez, jak to nazywał, übermalung, czyli zamalowanie. W zamieszaniu, jakie zwykle towarzyszy takim imprezom, nikt nie zauważył, że jeden z wizytorów wnosi do galerii wiaderko czarnej farby i duży pędzel.  

Realizując kolejne „zamalowanie” Arnulf Rainer został aresztowany.  

/.../